Od około tygodnia, codzienne programy informacyjne rozpoczynały się doniesieniami o rychłym wyjściu na wolność sadystycznego mordercy i pedofila końca lat osiemdziesiątych- Mariusza T. czyli Trynikewicza.
Nie zamierzam tutaj jednak rozpisywać się nad zbrodnią i karą, niczym Fiodor Dostojewski. Nie będę oceniał orzeczonego wyroku śmierci oraz zasadności amnestii mającej na celu danie drugiej szansy w nowej, demokratycznej Polsce. Oszczędzę także ocenę wprowadzanych nieudolnie i na „chybcika” przepisów o izolacji groźnych przestępców.
Chciałbym odnieść się do tego co zwróciło moją uwagę i rozbawiło w całej tej tragicznej historii, mianowicie wszędobylskiej amnezji dziennikarzy i większości polityków w kwestii zapamiętania nazwiska kończącego karę pedofila i mordercy. Pozostaje mi zadać pytanie czy używane określenie Mariusz T. spowodowane jest poprawnością polityczną czy może zwyczajnym brakiem znajomości obowiązujących przepisów. Zmiana w publicznych wypowiedziach nazwiska Trynkiewicz na inicjał T. nie wymaże przecież ze świadomości Polaków jak nazywał się zabójca czwórki chłopców. Ponadto używanie inicjałów w publicznych wypowiedziach stosuje się wobec podejrzanych o popełnienie przestępstwa, zanim zostaną oni skazani prawomocnym wyrokiem potwierdzającym ich winę. Wobec Mariusza Trynkiewicza orzeczona został wina za popełnione zbrodnie, wymierzono prawomocny wyrok, oraz podano go do publicznej wiadomości. Samo zakończenie odbywania kary nie prowadzi do zatarcia winy. Tak więc, panie i panowie politycy i dziennikarze- kiedy zabierzecie głos w sprawie Pana Trynkiewicza, nie udawajcie że z dniem 11 lutego 2014 roku, wraz z uzyskaną wolnością, stał się on osobą anonimową, a zakończenie odbywania kary uwalnia go od zbrodni których się dopuścił i oczyszcza jego życiorys.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz